Strona głównaRozrywkaKoń z Valony - ksiązka i memy, o co chodzi?

Koń z Valony – ksiązka i memy, o co chodzi?

Za górami, za lasami i siedmioma strumieniami, wśród pól i łąk znajdowała się rozłożysta, kamienista droga. Drogą tą podążał waleczny, czarny jak smoła ogier pochodzenia walońskiego. „Koń z Valony” – czytaliście tę książkę Francesco Da Grasso? Nie? Wcale nie musicie. 

Kreatywność użytkowników internetu zaskakuje nas coraz bardziej. Szczególnie kiedy jakaś treść została przemielona wielokrotnie, tworząc nowy, osadzony w innym kontekście mem. Dzisiaj na tapet bierzemy mem Konia z Valony Francesco Da Grasso. Zostańcie z nami, nawet jeśli zupełnie nic wam to nie mówi.

Koń z Valony Francesco Da Grasso – o co chodzi?

Żarty na bok, przynajmniej na chwilę. Każdy mem ma swoje źródło, które albo samo w sobie jest idealnym materiałem na mema, albo to jego humorystyczne wykorzystanie, odwrócenie znaczenia lub zapostowanie w innym kontekście stwarza jego memiczny charakter. Jak było w przypadku Konia z Valony?

Teoretycznie mowa o obrazie, który przedstawia czarnego konia podążającego polną drogą przed siebie. Za nim znajduje się drogowskaz wskazujący na leżące nieopodal miasto Valona. Autorstwo obrazu przypisuje się malarzowi Francesco Da Grasso, o którym próżno znaleźć więcej informacji w odmętach internetu. Jego użytkownicy podchwycili to dalej, pisząc masowo w komentarzach o książce „Koń z Valony” autora Francesco Da Grasso. Jak się domyślacie, żart wskoczył na metapoziom. Taka książka po prostu nie istnieje/

No dobrze, w takim razie skąd tak duża popularność tego mema, spytacie, odpowiedzi szukajcie w dalszej części tekstu.

Koń z Valony – dlaczego stało się to memem?

Nie ma jednej, a co dopiero prostej odpowiedzi na trapiące pytanie o to, czemu niektóre zjawiska w internecie stają się memem, a inne nigdy nie doczekują tego momentu. W przypadku Konia z Valony Francesco Da Grasso odpowiedź stanowi reakcja większości osób, które przeczytają frazę Koń z Valony na głos. 

Wiadomo, nic tak nie wzbudza nerwowego rechotu, jak nawiązanie do czynności reprodukcyjnej, a co dopiero narzędzi do owej reprodukcji niezbędnych. Możemy się tym żenować, pogardzać, a nawet hejtować, ale niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który nigdy nie zachichotał z przewrotnego żartu o genitaliach. Kamień na ziemi ani drgnął. 

Jeśli nadal nie rozumiecie, o co chodzi ze „zwalonym koniem”, czas wprowadzić was w jeszcze głębszą warstwę tego żartu. W 2019 roku w przestrzeni internetu zawrzało, a to wszystko za sprawą pewnego komentarza, który stał się samodzielną pastą krążącą po forach i grupkach.

Komentarz ten oddaje pewien lifestyle osoby, która ma pewne problemy z socjalizowaniem się i wchodzeniem w związki. Jego główny sens, po odarciu z warstwy humorystycznej, mówi jasno: sprawiłem sobie erotyczną przyjemność, zjadłem pickę, piję drinka, po co starać się o coś więcej. Wiele osób, szczególnie na forach takich jak mikroblog na Wykopie, identyfikuje się z tym opisem na serio. Reszta, co jest dość jasne – po prostu z tego śmieszkuje. 

Po zapoznaniu się z określeniem „koń zwalony” chyba już nikt nie ma wątpliwości wobec popularności mema Koń z Valony Francesco Da Grasso. Bardziej spostrzegawcze osoby dostrzegą, że w komentarzu, który jest źródłem całego mema, mowa o pizzy z DaGrasso. Tym bardziej bawi wykorzystanie tej nazwy w celu stworzenia autora popularnej, nieistniejącej książki. 

Komentarz użytkownika Wykopu dał nie tylko początek memowi Koń z Valony Francesco Da Grasso, ale też licznym przeróbkom samego hasła „koń zwalony”. Powstały m.in. przeróbki koszulki Lecha Wałęsy KON STY TU CJA na KOŃ ZWA LO NY, a i w komentarzach pod postami celebrytów, np. Magdy Gessler, co śmieszniejsi komentujący wrzucali zdjęcia książki Francesco Da Grasso „Koń z Valony”, polecając lekturę na wakacyjne wieczory.

Jako wielcy fani różnego typu humoru uważamy, że nie sztuką jest wywyższać się w snobistycznym guście, który obejmuje meta-memy czy znane 15 osobom na świecie wykopaliska z Reddita. Memy takie jak Koń z Valony Francesco Da Grasso karmią nasz prymitywny kawałek i to jest jak najbardziej w porządku. Zresztą, wystarczy wejść na Wykop, żeby zobaczyć, w jak błyskawicznym tempie jego użytkownicy podchwycili grę słów zaczerpniętą od Konia z Valony.

Obecnie mem ulega powolnemu wygaszeniu, ale jesteśmy pewni, że sama fraza zwalonego konia pozostanie z użytkownikami internetu tak długo, jak długo żarty dotyczące intymności i genitaliów będą nas bawiły. Czyli bardzo, bardzo długo.

Jakub Nowak
Jakub Nowak
Miłośnik gry na gitarze, skończył studia ekonomiczne, lubi sprawdzać różnego rodzaju produkty w boju.
Sprawdź jeszcze

Popularne