Ubiegły rok upłynął pod znakiem znaczących wahań cenowych ropy naftowej. Zmienne notowania były napędzane głównie przez różne wydarzenia geopolityczne, w tym głównie przez rosyjską agresję na Ukrainę. Wydaje się, że najbliższe dwanaście miesięcy przyniesie na rynku surowców przynajmniej minimalną stabilizację. Trudno jednak oczekiwać, że ceny ropy nie będą w żaden sposób się wahać. Sytuacja na świecie jest wciąż bardzo niespokojna, więc powinniśmy spodziewać się mniejszych lub większych zawirowań. Jednocześnie wielu analityków i ekspertów wskazuje, że popularne czarne złoto powinno zamknąć rok 2023 na nieco wyższym pułapie cenowym, niż miało to miejsce pod koniec grudnia 2022.
Ropa naftowa znajduje się aktualnie w trendzie spadkowym, który z krótkimi przerwami trwa od dobrych kilku miesięcy. Jeszcze przed wybuchem wojny na terytorium Ukrainy ropa Brent kosztowała około 99 dolarów za baryłkę, a w kulminacyjnym momencie, czyli w czerwcu 2022, cena sięgała nawet 130 USD. Aktualnie rynkowa cena surowca wynosi 84 dolary. Tanieje również amerykańska WTI. W dniu wybuchu wojny jej cena wynosiła 92 dolary i w ciągu kolejnych kilku miesięcy osiągnęła szczyt na poziomie 121 dolarów. Teraz za baryłkę tej ropy płaci się mniej niż 80 USD. Spadki cenowe na rynku tzw. czarnego złota nie są jeszcze bardzo spektakularne. Co więcej – raczej nie dojdzie do gwałtownego pogłębienia tej sytuacji. Wszystko za sprawą rosnącego, a przynajmniej spodziewanego wzrostu, popytu.
Zobacz: Nowe ceny na PGG – ponad 4 tys za tonę! O co chodzi?
Chiny będą rozdawać karty
Cena ropy naftowej w 2023 roku będzie w dużej mierze zależeć od sytuacji w Chinach. Zdaniem ekspertów od gospodarki Państwa Środka, których w ostatnim czasie przepytywał Bloomberg, popyt na paliwa ogólnie znacząco wzrośnie wraz z zakończeniem tzw. polityki „Zero COVID”. Dla przypomnienia – chiński rząd zniósł wszelkie restrykcje związane ze zwalczaniem koronawirusa, co ma na celu ożywić tamtejszą gospodarkę. Jeśli to się stanie, naturalnie zwiększy się zapotrzebowanie na ropę. Mając na uwadze fakt, że Chiny są największym na świecie importerem tego surowca, jasne staje się, że zacznie on drożeć.
Jest jednak pewna duża luka w tym scenariuszu. Chiny oficjalnie pożegnały się z pandemią, ale nie oznacza to, że COVID postanowił opuścić Chiny. W każdej chwili może dojść do sytuacji, kiedy liczba zarażonych na nowo zacznie gwałtownie wzrastać. Jeżeli do tego dojdzie, chiński rząd ponownie zostanie zmuszony wprowadzić obostrzenia dla swoich obywateli, co z kolei przełoży się na mniejsze zapotrzebowanie na ropę i doprowadzić może do spadków ceny surowca.
Póki co jednak import „czarnego złota” do Chin wzrasta. W styczniu Pekin zwiększył liczbę importowanych kontyngentów do 132 mln ton (wzrost o 23 miliony w porównaniu do analogicznego okresu przed rokiem).
Ostrożne podejście do wydobycia w USA
Cenę ropy w najbliższym czasie może windować również polityka wydobywcza w Stanach Zjednoczonych. Wall Street Journal sugeruje, że firmy zajmujące się odwiertami łupkowymi raczej nie rozważą w tym roku rezygnacji ze swojego ostrożnego podejścia do wzrostu produkcji. Powód jest prosty – obawy o pojawienie się w USA recesji. Zależność jest więc prosta – mniej ropy na rynku oznacza jej wyższą cenę.
Przemysł łupkowy w Stanach Zjednoczonych wprost sygnalizował, że póki co nie ma szans na zwiększenie wydobycia. Nawet EIA obniżyła swoją prognozę wzrostu produkcji ropy w USA, oczekując w najnowszej Krótkoterminowej Prognozie Energetycznej wzrostu o około 600 000 bpd w tym roku, co oznacza spadek z około 1 mln bpd prognozowanego na początku 2022 roku. Bardzo możliwy wydaje się scenariusz zaistnienia rynkowego deficytu, który też doprowadzi do wzrostów cenowych ropy.
Obawy o recesję i wojnę
Wszelkie tego rodzaju dywagacje mogą jednak szybko zostać włożone między bajki, jeśli do głosy faktycznie dojdzie wywoływana od jakiegoś czasu recesja. Niewykluczone, że pojawi się ona nie tylko w USA, ale również w Europie. Duże światowe gospodarki nie mają się czego obawiać – tak przynajmniej twierdzą analitycy banku Goldman Sachs. Trudno jednak całkowicie odrzucić scenariusz mówiący o takim rozwoju wydarzeń, mając na uwadze to, jak mocno poturbowane przez pandemię i toczącą się w Ukrainie wojnę zostały gospodarki poszczególnych krajów.
A skoro już o rosyjskiej agresji mowa – nie wiemy, jak długo ona jeszcze potrwa i jakie dodatkowe konsekwencje dla świata przyniesie w ciągu następnych dwunastu miesięcy. Niewykluczone, że konflikt pogłęb kryzys energetyczny. W zależności od różnych czynników, cena ropy może przy takim obrocie spraw zarówno wzrastać, jak i dalej spadać. Nawet jeśli wiele znaków mówi o tym, że mimo wszystko ceny rynkowe powinny się ustabilizować i powoli zmierzać do pułapu 90 czy nawet 100 dolarów za baryłkę, nie można być w 100 procentach pewnym takiego stanu rzeczy.
Faktem natomiast jest, że na ten moment widmo recesji jakby nieco się oddaliło. PKB Niemiec powoli wzrasta, w USA spada bezrobocie, a w Polsce nieznacznie wyhamowała inflacja. Świat dzielnie walczy z trudną sytuacją geopolityczną. Rzeczywiście silne gospodarki radzą sobie całkiem nieźle w niełatwych czasach, a to każe sądzić, że cena ropy się ustabilizuje.