Strona głównaZdrowieJak pocieszyć marudę i czy warto to robić?

Jak pocieszyć marudę i czy warto to robić?

Zawodowi pocieszacze. Można tak nazwać grupę osób, która pragnie zbawić cały świat swoim dobrym słowem. Mamę, tatę, brata, koleżankę, panią w sklepie i na ulicy trzeba pocieszyć, bo jak wiadomo, jeśli tego nie zrobimy „świat się zawali”. Bardzo często osoba pocieszająca innych, nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak często to robi i jak często otacza się osobami, które wymagają od niej pocieszania. Niejednokrotnie okazuj się, że „pocieszacz” zapomina o tym, że konstrukcja rozmowy może polegać na czym innym niż dodawanie innym otuchy. Do „pocieszaczy” dzwoni się wyłącznie wówczas, gdy ma się jakiś problem. Umówić na kawę z pocieszaczem chcemy wyłącznie wówczas, gdy coś nas trapi. I tak z miłego, empatycznego człowieka, bardzo często powstaje podwórkowy psycholog, od którego każdy chce otrzymać odrobinę dobrej energii. Na dłuższą metę takie relacje źle się kończą dla każdej ze stron.

Bycie marudą. Pogoda jest zawsze brzydka, pracodawca jest zawsze zły, pieniędzy wiecznie za mało, przyjaciele są za głupi, nienawidzę wiosny, lata, jesieni i zimy — każdą z pór roku za coś konkretnego, a o politykach można by napisać całe tomy powodów, przez które czujemy się źle. Brzmi znajomo? Takie podejście do życia mają maruderzy. Dodatkową ich cechą jest również to, że narzekają na wszystko, co mają, ale jak cokolwiek stracą, to nagle zaczyna im tego brakować i okazuje się, że ta utracona rzeczy była wspaniała.
Smerf maruda zazwyczaj nie był pocieszany przez inne smerfy. Jego koledzy z wioski wysłuchiwały marudzenia, po czym zgrabnie je ignorowały. Czy taka strategia jest słuszna, czy powinniśmy ją stosować wobec bliskich? Niektórzy (ci bardziej empatyczni) odpowiedzią, że warto pocieszać przyjaciół i dzieci, gdyż to ważne, by się wzajemnie wspierać. Inni natomiast są zdania, że każdy jest kowalem swojego losu, a pocieszanie tylko osłabia marudzącego delikwenta. Kto ma rację?

Zawodowi pocieszacze

„Można tak nazwać grupę osób, która pragnie zbawić cały świat swoim dobrym słowem. Mamę, tatę, brata, koleżankę, panią w sklepie i na ulicy trzeba pocieszyć, bo jak wiadomo, jeśli tego nie zrobimy „świat się zawali”. Bardzo często osoba pocieszająca innych, nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak często to robi i jak często otacza się osobami, które wymagają od niej pocieszania. Niejednokrotnie okazuj się, że „pocieszacz” zapomina o tym, że konstrukcja rozmowy może polegać na czym innym niż dodawanie innym otuchy. Do „pocieszaczy” dzwoni się wyłącznie wówczas, gdy ma się jakiś problem. Umówić na kawę z pocieszaczem chcemy wyłącznie wówczas, gdy coś nas trapi. I tak z miłego, empatycznego człowieka, bardzo często powstaje podwórkowy psycholog, od którego każdy chce otrzymać odrobinę dobrej energii. Na dłuższą metę takie relacje źle się kończą dla każdej ze stron” mówi dla nas psycholog Pan Jakub Kielczyk.

Bycie marudą

Pogoda jest zawsze brzydka, pracodawca jest zawsze zły, pieniędzy wiecznie za mało, przyjaciele są za głupi, nienawidzę wiosny, lata, jesieni i zimy — każdą z pór roku za coś konkretnego, a o politykach można by napisać całe tomy powodów, przez które czujemy się źle. Brzmi znajomo? Takie podejście do życia mają maruderzy. Dodatkową ich cechą jest również to, że narzekają na wszystko, co mają, ale jak cokolwiek stracą, to nagle zaczyna im tego brakować i okazuje się, że ta utracona rzeczy była wspaniała. „Nienawidzę tego mieszkania: ciemne, małe, klitka dla skazańca”. „To moje pierwsze mieszkanie było dużo lepsze, tęsknię za nim, tam przynajmniej miałem blisko do metra, a teraz stoję godzinami w korkach. Zero życia – to nowe mieszkanie jest beznadziejne”. I tak jedno, to samo mieszkanie jest powodem do narzekań zarówno, gdy jesteśmy w jego posiadaniu, jak i wówczas, gdy je utracimy. Maruda nigdy nie spogląda na żadną kwestię z perspektywy szklanki do połowy pełnej: „Lubię moje małe mieszkanko, jest tu ciasno, ale mam blisko do metra, dzięki temu oszczędzam mnóstwo czasu i mogę się rozwijać”. „Uwielbiam moje nowe mieszkanie, jest w nim tak wiele przestrzeni, że czuję się tu swobodnie, mam na wszystko miejsce i w końcu mogę się urządzić tak, jak zawsze o tym marzyłem”. Dlaczego maruderzy nigdy nie widzą pozytywnych stron? Odpowiedź jest prosta: nigdy na żadnym etapie swojego rozwoju nie nauczył się widzieć pozytywnych stron swojego życia.

Recepta na szczęśliwe życie — jak przestać być maruderem

Niezwykły umysł każdego z ludzi ma umiejętność rozwoju. Potrafimy nauczyć się niemal wszystkiego, wystarczy obrać odpowiedni cel i sukcesywnie do niego dążyć. Pierwszym krokiem powinno być jak w każdym procesie zmian namierzenie problemu i przyznanie, że się go ma. Tak, jestem pesymistą, widzę tylko czarne strony życia i chcę to zmienić — chcę być szczęśliwy. Po wykonaniu pierwszego kroku czas na naukę. Proste ćwiczenia pomogą nam utrwalić schemat radości z otaczającego nas świata, a ten polegający na pesymiście zatrzeć bezpowrotnie. Wstań, rozejrzyj się wokoło. Dostrzeż choć jedną pozytywną rzecz, ładny przedmiot. Jeśli naprawdę nienawidzisz wszystkiego, co ciebie otacza, wówczas doceń, chociażby to, że masz czyste powietrze, które możesz wdychać zdrowymi płucami, zdrowe nogi, dzięki którym możesz biegać lub oczy, dzięki którym widzisz, jak paskudna jest dziś pogoda za oknem. Ćwiczenia uczynią mistrza z każdego. Należy jedynie cierpliwie uczyć swój mózg dostrzegania piękna wokoło siebie, doceniania smaków i zapachów, ludzi i relacji, to prawdziwa recepta na szczęście, dla każdego marudy i pocieszacza.

Smerf maruda zazwyczaj nie był pocieszany przez inne smerfy. Jego koledzy z wioski wysłuchiwały marudzenia, po czym zgrabnie je ignorowały. Czy taka strategia jest słuszna, czy powinniśmy ją stosować wobec bliskich? Niektórzy (ci bardziej empatyczni) odpowiedzią, że warto pocieszać przyjaciół i dzieci, gdyż to ważne, by się wzajemnie wspierać. Inni natomiast są zdania, że każdy jest kowalem swojego losu, a pocieszanie tylko osłabia marudzącego delikwenta. Kto ma rację?

Zawodowi pocieszacze. Można tak nazwać grupę osób, która pragnie zbawić cały świat swoim dobrym słowem. Mamę, tatę, brata, koleżankę, panią w sklepie i na ulicy trzeba pocieszyć, bo jak wiadomo, jeśli tego nie zrobimy „świat się zawali”. Bardzo często osoba pocieszająca innych, nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak często to robi i jak często otacza się osobami, które wymagają od niej pocieszania. Niejednokrotnie okazuj się, że „pocieszacz” zapomina o tym, że konstrukcja rozmowy może polegać na czym innym niż dodawanie innym otuchy. Do „pocieszaczy” dzwoni się wyłącznie wówczas, gdy ma się jakiś problem. Umówić na kawę z pocieszaczem chcemy wyłącznie wówczas, gdy coś nas trapi. I tak z miłego, empatycznego człowieka, bardzo często powstaje podwórkowy psycholog, od którego każdy chce otrzymać odrobinę dobrej energii. Na dłuższą metę takie relacje źle się kończą dla każdej ze stron.

Bycie marudą. Pogoda jest zawsze brzydka, pracodawca jest zawsze zły, pieniędzy wiecznie za mało, przyjaciele są za głupi, nienawidzę wiosny, lata, jesieni i zimy — każdą z pór roku za coś konkretnego, a o politykach można by napisać całe tomy powodów, przez które czujemy się źle. Brzmi znajomo? Takie podejście do życia mają maruderzy. Dodatkową ich cechą jest również to, że narzekają na wszystko, co mają, ale jak cokolwiek stracą, to nagle zaczyna im tego brakować i okazuje się, że ta utracona rzeczy była wspaniała.

Smerf maruda zazwyczaj nie był pocieszany przez inne smerfy. Jego koledzy z wioski wysłuchiwały marudzenia, po czym zgrabnie je ignorowały. Czy taka strategia jest słuszna, czy powinniśmy ją stosować wobec bliskich? Niektórzy (ci bardziej empatyczni) odpowiedzią, że warto pocieszać przyjaciół i dzieci, gdyż to ważne, by się wzajemnie wspierać. Inni natomiast są zdania, że każdy jest kowalem swojego losu, a pocieszanie tylko osłabia marudzącego delikwenta. Kto ma rację?

Zawodowi pocieszacze

„Można tak nazwać grupę osób, która pragnie zbawić cały świat swoim dobrym słowem. Mamę, tatę, brata, koleżankę, panią w sklepie i na ulicy trzeba pocieszyć, bo jak wiadomo, jeśli tego nie zrobimy „świat się zawali”. Bardzo często osoba pocieszająca innych, nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak często to robi i jak często otacza się osobami, które wymagają od niej pocieszania. Niejednokrotnie okazuj się, że „pocieszacz” zapomina o tym, że konstrukcja rozmowy może polegać na czym innym niż dodawanie innym otuchy. Do „pocieszaczy” dzwoni się wyłącznie wówczas, gdy ma się jakiś problem. Umówić na kawę z pocieszaczem chcemy wyłącznie wówczas, gdy coś nas trapi. I tak z miłego, empatycznego człowieka, bardzo często powstaje podwórkowy psycholog, od którego każdy chce otrzymać odrobinę dobrej energii. Na dłuższą metę takie relacje źle się kończą dla każdej ze stron” mówi dla nas psycholog Pan Jakub Kielczyk.

Bycie marudą

Pogoda jest zawsze brzydka, pracodawca jest zawsze zły, pieniędzy wiecznie za mało, przyjaciele są za głupi, nienawidzę wiosny, lata, jesieni i zimy — każdą z pór roku za coś konkretnego, a o politykach można by napisać całe tomy powodów, przez które czujemy się źle. Brzmi znajomo? Takie podejście do życia mają maruderzy. Dodatkową ich cechą jest również to, że narzekają na wszystko, co mają, ale jak cokolwiek stracą, to nagle zaczyna im tego brakować i okazuje się, że ta utracona rzeczy była wspaniała. „Nienawidzę tego mieszkania: ciemne, małe, klitka dla skazańca”. „To moje pierwsze mieszkanie było dużo lepsze, tęsknię za nim, tam przynajmniej miałem blisko do metra, a teraz stoję godzinami w korkach. Zero życia – to nowe mieszkanie jest beznadziejne”.

I tak jedno, to samo mieszkanie jest powodem do narzekań zarówno, gdy jesteśmy w jego posiadaniu, jak i wówczas, gdy je utracimy. Maruda nigdy nie spogląda na żadną kwestię z perspektywy szklanki do połowy pełnej: „Lubię moje małe mieszkanko, jest tu ciasno, ale mam blisko do metra, dzięki temu oszczędzam mnóstwo czasu i mogę się rozwijać”. „Uwielbiam moje nowe mieszkanie, jest w nim tak wiele przestrzeni, że czuję się tu swobodnie, mam na wszystko miejsce i w końcu mogę się urządzić tak, jak zawsze o tym marzyłem”. Dlaczego maruderzy nigdy nie widzą pozytywnych stron? Odpowiedź jest prosta: nigdy na żadnym etapie swojego rozwoju nie nauczył się widzieć pozytywnych stron swojego życia.

Recepta na szczęśliwe życie — jak przestać być maruderem

Niezwykły umysł każdego z ludzi ma umiejętność rozwoju. Potrafimy nauczyć się niemal wszystkiego, wystarczy obrać odpowiedni cel i sukcesywnie do niego dążyć. Pierwszym krokiem powinno być jak w każdym procesie zmian namierzenie problemu i przyznanie, że się go ma. Tak, jestem pesymistą, widzę tylko czarne strony życia i chcę to zmienić — chcę być szczęśliwy. Po wykonaniu pierwszego kroku czas na naukę. Proste ćwiczenia pomogą nam utrwalić schemat radości z otaczającego nas świata, a ten polegający na pesymiście zatrzeć bezpowrotnie. Wstań, rozejrzyj się wokoło. Dostrzeż choć jedną pozytywną rzecz, ładny przedmiot. Jeśli naprawdę nienawidzisz wszystkiego, co ciebie otacza, wówczas doceń, chociażby to, że masz czyste powietrze, które możesz wdychać zdrowymi płucami, zdrowe nogi, dzięki którym możesz biegać lub oczy, dzięki którym widzisz, jak paskudna jest dziś pogoda za oknem. Ćwiczenia uczynią mistrza z każdego. Należy jedynie cierpliwie uczyć swój mózg dostrzegania piękna wokoło siebie, doceniania smaków i zapachów, ludzi i relacji, to prawdziwa recepta na szczęście, dla każdego marudy i pocieszacza.

Artykuł sponsorowany

Jakub Nowak
Jakub Nowak
Miłośnik gry na gitarze, skończył studia ekonomiczne, lubi sprawdzać różnego rodzaju produkty w boju.
Sprawdź jeszcze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz komentarz
Proszę wpisać swoje imie

Popularne